Fragment biografii – odchodzi bliska jej współpracowniczka..
…u Ponnammal nastąpił nawrót raka. Za każdym razem, gdy ból był mniej dotkliwy, błagała Ammę, aby oprowadziła ją po terenie, i udzielała rad, jak to zawsze przedtem czyniła.
Ponnammal weszła do Światłości 26 sierpnia 1915 roku. Jej ostatnia świadoma myśl dotyczyła jej córki Purripu. „Daję ją tobie”, powiedziała do Ammy. „Będziesz dla niej Matką”. I Purripu była bardzo drogim dziedzictwem.
Pogrzeb dał Ammie okazję do ustanowienia nowej tradycji. Jeśli śmierć utraciła swe żądło, czyż nawet pogrzeb nie powinien być świadectwem, że Chrystus zwyciężył tego, który miał moc nad śmiercią?
Wypełniliśmy pokój kwiatami i zmienił się on w doskonałą altaną obsypaną kwiatami we wszystkich jasnych, tryumfalnych kolorach, a wokół Ponnammal rozłożyliśmy gęsto biały jaśmin. Dzieci przychodziły grupami, jak również przychodzili ludzie z wioski, w tej sytuacji w ciszy i w spokoju, a gdy wszystko było gotowe do siania ziarna, przyszli nasi mili słudzy i ponieśli lekkie łoże z Ponnammal śpiącą pośród kwiatów przez ogród i naszą posesję na ulicę wioski, zaś za nimi podążała około setka lub więcej dzieci oraz dziewcząt. Dwie dobre Sittie zostały, aby zająć się niemowlakami i zwolnić pielęgniarki. Ludzie z wioski zgromadzili się wokół tłumnie i przyglądali się zdumieni, gdyż nigdy przedtem nie widzieli takiego widoku. Ja zresztą także nie, bowiem nigdy przedtem nie mieliśmy takiej okazji, aby zedrzeć posępną otoczkę z tej przygnębiającej posługi – czyż chrześcijański pogrzeb nie wygląda zbyt często w ten sposób? – i pokazać, co jest istotą, nadzieja chwały, oraz sprawić, by pogrzeb ten wyglądał na to, czym z pewnością jest w oczach aniołów – Tryumfalnym Pochodem. I to właśnie chcieliśmy uczynić, z Bożą pomocą. Maleństwa były więc ubrane w radosny błękit, a dziewczęta były w bieli i żółci. Wszyscy, którzy byli w stanie, próbowali śpiewać dzielnie. Nawet dzieci, które byłyby zrozpaczone, gdyby je zostawiono, powstrzymywały się przed szlochaniem i próbowały zachować się tak, jakby tego sobie życzyła Accal Ponnammal, chociaż były zbyt małe, by włączyć się we wszystko idealnie. Sądzę, że widok tego kontrolowanego smutku przemawiał do ludzi, jak nic innego nie przemawiało, gdyż póki smutek nie przejdzie, nie można nad nim zupełnie zapanować. Ojciec Ponnammal, który był z nami od kilku miesięcy, nie mógł znaleźć słów, aby wyrazić zdziwienie. W ciągu swoich siedemdziesięciu lat nie widział niczego podobnego. A ja wielbiłam naszego Boga, który uzdolnił nas do tego, by pokazać rzeczy niewidzialne, tym wszystkim, którzy chcieli patrzeć.
Lecz jakże posępna była pustka w naszym domu, kiedy wróciliśmy! Ale nawet to uczucie żalu było dobre i przebijała z niego radość. Radość mówiła, że nie ma jej tu, zmartwychwstała, nie tutaj, ale daleko stąd, a jednak blisko w nowy sposób. „Wierzę w obcowanie świętych”. I modliliśmy się o uwolnienie od całego egoistycznego smutku, a potem wróciliśmy do naszych zajęć.