Na temat życia Johna Hyde (1865-1912)
Miałem przywilej uczestniczyć w nabożeństwie pogrzebowym i stojąc na podwyższeniu spoglądać na najmilszą twarz Johna, znaną mi z 1901 roku, kiedy ostatni raz widziałem go żywego.
Ten dzień, 20 lutego, był pochmurny, zimny i ponury. W pięknym Moss Ridge złożyliśmy ciało Johna obok jego ojca, matki i brata Edmunda. Wiem, że chmury i cienie się rozproszą, chłód i ciemność grobu się rozwieją, a ten mąż modlitwy i chwały wyjdzie w podobieństwie do zmartwychwstałego Syna Bożego. Świętość przed Panem Gdy starannie, z modlitwą badałem fakty, wypadki i doświadczenia z życia mego drogiego przyjaciela, odnosiłem wrażenie, że wielką cechą charakterystyczną Johna była świętość. Nie chodzi mi tu o gorliwość w modlitwie, gdyż modlitwa była jego życiową pracą. Nie przywiązuję szczególnej wagi do zdobywania dusz, gdyż jego moc jako zdobywcy dusz wiązała się z jego podobieństwem do Chrystusa. Bóg mówi: „Bez świętości nikt nie ujrzy Pana”, a my – pozostając w zgodzie z Pismem – możemy powiedzieć, że bez świętości nikt nie będzie wielkim zdobywcą dusz. Sam John Hyde tak wypowiedział się w tym przedmiocie: „ja” musi być nie tylko martwe, ale pogrzebane sprzed naszych oczu, inaczej odór nie pogrzebanego „ja” odstraszy dusze od Jezusa”.
Nie wydaje się, aby John mówił wiele na temat swego osobistego przeżycia uświęcenia, ale żył życiem uświęconym. Jego życie było kazaniem. Nie mówił też wiele na temat modlitwy – modlił się. Jego życie było świadectwem mocy krwi Jezusowej oczyszczającej od wszelkiego grzechu. Nie tylko jego słowo było słowem proroka, ale jego życie zostało uświęcone przez prawdę. Pewnego dnia jakiś misjonarz rozmawiał z młodym Hindusem, który poznał Johna Hyde’a. „Czy pan wie – powiedział ów Hindus – że Pan Hyde przypomina mi Boga”. Nie był daleki od prawdy, gdyż w pewnym sensie, nie znanym hinduistycznemu pojmowaniu tego człowieka, John Hyde był wcieleniem Boga. Cytuję z kartki pocztowej napisanej przez Johna do siostry, podczas jego pobytu w Clifton Springs: „Wciąż leżę lub poruszam się w wózku inwalidzkim; dzięki temu mam możność wspaniałego odpoczynku i wykonywania służby wstawienniczej, a także niemało okazji do osobistych kontaktów z ludźmi”.
Jaka świętość promieniowała z każdego słowa i uczynku Jezusa! Tak, mój drogi, możemy z całą szczerością i szacunkiem powiedzieć: Jaka świętość promieniowała z każdego słowa i uczynku Johna Hyde’a.
Krzyk boleści i pieśń chwały!
Francis McGaw