Nazywam się Aneta. Mam 46 lat. Chciałabym napisać moją historię, jako świadectwo na chwałę Panu Bogu . Kiedy sięgam pamięcią wstecz to widzę przemijające lata, które nie różniły się wiele od życia przeciętnego Polaka. Urodziłam się w rodzinie katolickiej, która praktykowała wiarę, głównie w święta. Nie byłam osoba zainteresowana Bogiem i nawet nie próbowałam zastanawiać się nad sensem mojego życia.

Ewangelię głosiła mi moja siostra, wraz ze szwagrem już wiele lat. Następnie moja ukochana córka, która kiedy się nawróciła, również zaczęła głosić mi Słowo Boże. Była bardzo stanowcza, nie odpuszczała, bardzo modliła się do Pana Boga abym się nawróciła.

Niestety moje serce było zatwardziałe. Zbyt mocno byłam zżyta z tym moim wygodnym światem, i nie chciałam z niego zrezygnować, tym bardziej, że wierzyłam w energię z kosmosu i medytacje. Chodziłam na kursy, jak pracować z energią, jak ją wykorzystywać , aby osiągać swoje cele,, i tak sobie żyłam, aż pewnego dnia wszystko się zmieniło…

2 grudnia 2019 roku miałam mieć zrobiony zwykły zabieg , usuwania mięśniaka, ale po zrobionych kontrolnych badaniach , natychmiast mnie wypisali z powodu złych wyników. Ordynator w szpitalu dwa razy podkreślił, że to nie możliwe , aby mieć tak złe wyniki i tak dobrze wyglądać, i tak dobrze się czuć., tak więc pomyślałam optymistycznie , że to napewno nic poważnego.

6 grudnia dostałam diagnozę – ostra białaczka szpikowa , o bardzo agresywnym przebiegu.

80 % szpiku zajęte komórkami nowotworowymi.

Ta diagnoza była dla mnie ogromnym szokiem, nie mieściło mi się w głowie. Cały mój świat legł w gruzach. Tysiące myśli, które nie dawały mi spokoju i pytania o to co dalej, co z moimi dziećmi, czy to koniec, po co to wszystko. Bezradność, strach, ból emocjonalny stały się towarzyszami w szpitalnej sali.

Do pewnego dnia, w którym wszystko się zmieniło.

Pewnego dnia córka, siostra i szwagier, byli u mnie, opowiadali mi o tym co zrobił Pan Jezus, ze umarł na krzyżu za nasze grzechy i zmartwychwstał. „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że dał swego jednorodzonego Syna, aby każdy, kto w niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Bo Bóg nie posłał swego Syna na świat, aby potępił świat, lecz aby świat był przez niego zbawiony. Kto wierzy w niego, nie będzie potępiony, ale kto nie wierzy, już jest potępiony, bo nie uwierzył w imię jednorodzonego Syna Bożego.” Jana‬ ‭3:16-18‬ ‭

Niesamowite były dla mnie też słowa, które powiedział Pan Jezus „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a ja wam dam odpoczynek.”

‭‭

Tego dnia się odrodziłam na nowo. Padłam na kolana przy szpitalnym łóżku i z ogromnym płaczem prosiłam Boga o wybaczenie grzechów i oddałam Mu swoje życie, to była piękna chwila. Od tej chwili poczułam , że nie jestem sama, że jest ze mną Pan Bóg. „Odpowiedział mu Jezus: Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Jeśli się ktoś nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć królestwa Bożego. Nikodem zapytał go: Jakże może się człowiek narodzić, będąc stary? Czy może powtórnie wejść do łona swojej matki i narodzić się? Jezus odpowiedział: Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego.”

‭‭Jana‬ ‭3:3-5‬ ‭

Można powiedzieć, że dostałam czystą kartkę, na której się podpisałam w pełnym zaufaniu, że scenariusz, który ma dla mnie Bóg jest najlepszy.

W tym dniu, Pan Jezus, stał się moim Zbawicielem.

Następnego dnia rozpoczęłam 1 serie chemioterapii. Dostałam 15 worków chemii w ciągu 7 dni. Zniosłam to bardzo dobrze. Byłam w szpitalu już miesiąc, i planowo miałam już wychodzić. Niestety okazało się że chemioterapia nie zadziałała . Któregoś dnia przyszedł ordynator, i powiedział, że mu przykro ale nie leczenie się nie powiodło, i oni nie mają mnie czym leczyć, że białaczka jest wtórnie oporna na leczenie. Pomyślałam no średnio, polały się łzy , ale za chwilę oddałam to Panu.

Kiedy czytałam Biblie, zobaczyłam jak Bóg jest bliski człowiekowi i jak o niego zabiega i troszczy się. Gdy czytałam psalmy to widziałam w nich siebie, która idzie ciemna doliną, ale zła się nie musi lękać bo Pan jest z nią (Psalm 23)

Na drugi dzień przyszła cała komisja lekarska, i powiedzieli że podadzą mi bardzo agresywną serie chemii, że nie ma wyjścia, a jestem w dobrej kondycji, to może ją przeżyje. Tak więc , zamiast iść do domu zostałam na kolejny miesiąc w szpitalu. Podali mi 18 worków chemii w ciągu 5 dni, dętego antybiotyki, i masę innych leków. Tą serie zniosłam trochę gorzej, organizm walczył z chemia , miałam cały czas gorączkę 39 st, nudności, metaliczny posmak, itd… Musiałam sama zgolić sobie głowę , bo już zaczęły mi bardzo wypadać włosy. Byłam zamknięta w izolatce, odwiedziny zakazane, bardzo dokuczała mi samotność. Pan prowadził mnie cały czas, a Duch Święty zmieniał. Wszystko to razem byłoby nie do zniesienia, gdyby nie Bóg i Jego Słowo, w którym szukałam odpocznienia. „Tylko w Bogu spoczywa moja dusza, od niego pochodzi moje zbawienie. Tylko w Bogu spocznij, moja duszo, bo od niego pochodzi moja nadzieja. On jedynie jest moją skałą i zbawieniem, moją twierdzą; nie zachwieję się. W Bogu moje wybawienie i moja chwała; skała mojej mocy, moja ucieczka jest w Bogu.”

‭‭Psalmów‬ ‭62:1, 5-7

Cudem Bożym przeszłam tą chemię dobrze.

Niestety wyniki były bardzo złe, i nie chciały się poprawić. Tym właśnie czasie, zemdlałam , całkowicie bezwładnie na płytki w łazience. Wstawiając poczułam się gorzej i wtedy zemdlałam drugi raz. Znalazła mnie pielęgniarka , a za moment zlecieli się lekarze. Akcja była jak na filmie, ponieważ byli przekonani, że dostałam wylewu krwi do mózgu, przy takich złych wynikach to było nie uniknione . Zaraz wywieźli mnie na tomograf komputerowy i okazało się ,ku ich ogromnemu zdziwieniu, że nic się nie stało, nawet krwiaka nie miałam, jedynie dwa ogromne guzy na głowie. To był Cud Boży.

Po kilku dniach otrzymałam informację, że może mnie uratować przeszczep szpiku ale musza znaleźć dawcę, co z kolei było bardzo trudne. Na początku badają u rodzeństwa a prawdopodobieństwo, że moja siostra może być dawcą było 25%. Po badaniach okazało się, że siostra spełnia wymogi i mogła być dawcą.

Nadszedł dzień wyników ze szpiku kostnego. Obudziłam się nad ranem i włączyłam sobie rozważania Słowa Bożego, w którym była mowa o walce Goliata z Dawidem. Słyszałam je pierwszy raz , poczułam że jest to od Pana Boga, że będzie źle, ale że pokonam to wyzwanie. Poczułam wtedy duży pokój w sercu. Wyniki ze szpiku wyszły fatalne, po tak ciężkiej drugiej serii chemii , dalej 80% szpiku było zajęte nowotworem . Nic się nie da zrobić, jedynie przeszczep szpiku. Pojechałam tego samego dnia na kwalifikacje do przeszczepu. Dostałam informacje , że jest ze mną bardzo źle, przeszłam dwie bardzo agresywne serie chemii teraz muszą mi podać kolejną serie ,jak ją przeżyje, to za tydzień dostanę kolejną serie chemii, ona będzie już bardzo ciężka , więc szanse że ją przeżyję nie są duże, jeśli jednak uda mi się przeżyć , to czeka mnie przeszczep szpiku kostnego, który jest równie bardzo groźny, i mogę trakcie umrzeć.Na koniec dodali. Że nawet jak to wszystko przeżyje, to i tak mam 15 % szans że się to uda i że będę żyć.

Po tej diagnozie puścili mnie do domu na trzy dni, żeby nie pożegnać z dziećmi i rodziną, ponieważ miałam bardzo małe szanse że wrócę.

Kiedy tego słuchałam, to jedyne co czułam tam na tej sali, przed lekarzami, to pokój, który dał mi Bóg, Nie umiem tego nawet opisać słowami, bo było to coś wyjątkowego.

Rozpoczęłam 3 serie chemioterapii , zniosłam ją bardzo dobrze, śmiałam się nawet, że może podają mi witaminy, bo czuję się dobrze.

Po 2 tygodniach rozpoczęłam najcięższą , 4 serie chemii. Nie byłam w stanie wyjść z łóżka, wymioty, zawroty głowy, i inne. Jedyne co dałam rady robić to modlić się do Pana słowami psalmu Słowa „Wysłuchaj Panie mojej modlitwy, i zważ na głos mojego błagania „ i Psalmu 70 „ Boże racz mnie ocalić , Panie pośpiesz mi pomocą”

Z pomocą Pana , przeżyłam. Był to cud. Kolejny dzień po skończonej chemii, był pierwszym dniem przeszczepu. Normalnie trwa to jeden dzień, ale w moim przypadku trwało to 3 dni, ponieważ dostałam 1,5 razy więcej limfocytów T od dawcy, niż normalnie, ponieważ tylko taka ilość miała szanse zwalczyć tak agresywną białaczkę. To rownież przeżyłam, Chwała Panu.

Po prawie półrocznym pobycie w szpitalu , w całkowitej izolacji, wyszłam do domu. Na jedynie 2,5 miesiąca, ponieważ wylądowałam ponownie w szpitalu z powodu ostrego zapalenia pęcherza i silnej biegunki. To zapoczątkowało moją obecną, bardzo ciężką chorobę -Choroba przeszczep przeciwko gospodarzowi – GVHD. Zaatakowała mi jelita, było bardzo źle, przestały mi całkowicie pracować , brzuch spuchł jak balon, dostałam jedzenie pozajelitowe do żyły, i nic nie jadłam pięć dni. Lekarze zadzwonili do rodziny, żeby się już ze mną pożegnali, ponieważ mam może 10 % szans, na to, że przeżyje. Ja tak naprawdę , nie czułam się tak bardzo źle, ale wiedziałam że nie jest dobrze , ponieważ lekarze przychodzili do mnie co chwile. Pani doktor prowadząca jak wychodziła do domu na weekend, to przyszła się ze mną pożegnać, ze łzami w oczach. To również przeżyłam, lekarze powiedzieli że to cud, ponieważ był to cud!

Podczas całej choroby, i teraz Pan Bóg cały czas stawiał i stawia na mojej drodze wspaniałych ludzi. Pomimo tego, że jestem bardzo chora, to dziękuje Panu Bogu, że chciał mnie ocalić od wiecznego potępienia oraz że zadbał o wszystko wokół.

Mijają może jakieś 3 miesiące, jak trafiłam do pulmunologa z dusznościami i uporczywym kaszlem. Po wielu badaniach okazało się , że choroba GVHD uszkadza mi płuca , czego konsekwencją jest to zarostowe zapalenie oskrzelików. W skrócie, oskrzeliki w płucach zarastają, i po prostu się kiedyś zarosną , a ja się uduszę. Dają 2 do 4 lata życia. Wtedy polały się łzy, zadawałam pytania Bogu, nie rozumiałam co się dzieje i dlaczego musze znowu być w szpitalu. Przyznam, że musiałam się zmierzyć z tym, co mówi mój rozum a tym co mówi Bóg w swoim Słowie. „Ufaj PANU z całego swego serca i nie polegaj na swoim rozumie.” Przysłów‬ ‭3:5‬

Od tego czasu miałam cały czas problem z płucami, ciągłe duszności ,bardzo niską saturacje i musiałam korzystać z koncentratora tlenu. W marcu 2021 zachorowałam na Covid 19 . Z moimi chorymi płucami miałam również małe szanse, żeby przeżyć. Bracia i siostry w Chrystusie modlili się, żebym przeżyła. Bóg wysłuchał modlitw, przeszłam covid 19 w miarę spokojnie.

Każdy kolejny dzień mojego życia, to wielka niewiadoma, raz było lepiej, raz gorzej. GVHD atakowało mi oczy, wątrobę, skórę.

Kilka miesięcy było w miarę spokojnie, aż do października, kiedy znowu GVHD zaczęła atakować moją skóra, która była jak poparzona, i płuca, coraz mocniej mnie dusiło, aż pewnego dnia karetka na sygnale zabrała mnie do szpitala. Wtedy mimo wielu zabiegów ratowników, jadąc w karetce, dusiło mnie tak mocno, że myślałam że Pan mnie już zabiera do siebie, modlitwa wtedy mi bardzo pomogła i trochę ustąpiła duszność.

GVHD to bardzo dziwna choroba, polega na tym że komórki dawcy szpiku atakują mój organizm, ponieważ traktują go jak wroga. Pomalutku, bo trwało to dwa miesiące doszłam do siebie. Wykryto mi w płucach szpitalną bakterię, której nie da się wyleczyć, jedynie ją wyciszać. Obecnie przez nowe antybiotyki wziewne ją uciszyliśmy- dziękować Panu Bogu.

Dziękuję. Panu za każdy dzień, za każdą godzinę, za to że mam co jeść, że jestem w domu, i za wszystko co mam. Mimo tego wszystkiego co doświadczam staram się nie narzekać. „Wiemy ,że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi który Boga miłują” – List do Rzymian 8,28.

Wiele nie rozumiem i może na wiele pytań nie otrzymałam odpowiedzi ale wystarczy mi to co mówi Słowo. Bóg jest kochającym Ojcem, który nie da mi nic ponadto co mogę unieść. Zaufałam Bogu żywemu, który był, który jest i który przyjdzie znów.

Bóg zatroszczył się o wszystko w tym trudnym czasie. Postawił na mojej drodze wyjątkowych lekarzy i pielęgniarki, od których doświadczyłam wiele troski j pomocy. Rodzina i przyjaciele, którzy pomagali jak mogli i byli dla mnie wielkim wsparciem. Doświadczyłam również miłości od Kościoła, który się za mnie modlił.

Wiem, że Bóg nie wymyślił chorób bólu, troski itd. Wszystko to jest konsekwencją grzechu, który przyszedł na ziemie. Bóg dał nam wybawienie i posłał swoje Syna abyśmy w Nim dostąpili wiecznego życia bez bólu łez. „I otrze Bóg wszelką łzę z ich oczu, i śmierci już nie będzie ani smutku, ani krzyku, ani bólu nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły.” Objawienie‬ ‭21:4‬ ‭

Pragnę żyć każdego dnia w sposób, o którym mówi ap. paweł w liście do Filipian; „Nie troszczcie się o nic, ale we wszystkim przez modlitwę i prośbę z dziękczynieniem niech wasze pragnienia będą znane Bogu. A pokój Boży, który przewyższa wszelkie zrozumienie, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie.”

DziekujeęPanu Bogu za wszystko co mi daje. Nawet za chorobę, bo ona zaprowadziła mnie do odrodzenia na nowo.

Teraz pisze ja, Martyna, córka Anetki.

Mamusia leży w krytycznym stanie w szpitalu, została wprowadzona w stan śpiączki. Lekarz wyraził się jasno, że jeśli przeżyje „będzie to rozpatrywane w kategoriach, cudu”.

Wstawiam to świadectwo, które mamusia napisała jakiś czas temu, aby wskazać wzrok ludzi na osobę Jezusa Chrystusa, który prowadził i prowadzi nas każdego dnia, jestem pewna, że nigdy się to nie zmieni. „Sam bowiem powiedział: Nie porzucę cię ani nie opuszczę.”

Jak i również z troski o wasze życie wieczne, ponieważ może się to stać każdego udziałem. „Dopóki jest powiedziane: Dzisiaj, jeśli usłyszycie jego głos, nie zatwardzajcie waszych serc jak w dniu rozdrażnienia.” Hebrajczyków‬ ‭3:15‬ ‭

„Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę, i to nie jest z was, jest to dar Boga. Nie z uczynków, aby nikt się nie chlubił.”Efezjan‬ ‭2:8-9‬ ‭

Zachęcam do posłuchania kazania, podczas którego mamusia miała możliwość podzielić się swoim świadectwem.

Parę dni po tym wpisie Martyny.. Ania odeszła do Pana..